Moje poszukiwania idealnego pudru sypkiego trwają. Do tej pory najlepszy, jakiego używałam to sypki puder marki Matis, niestety wycofany już z produkcji. Zaraz za nim, drugie miejsce zajmuje puder Laura Mercier, jednak ciągle brakuje mi tego czegoś. Tym razem mój wybór padł na puder MAC Prep+Prime w wersji transparentnej. Puder schowany jest w zgrabnym, plastikowym opakowaniu, utrzymanym jak na markę MAC przystało – w czarnej kolorystyce. Jednak, aby nie było zbyt nudno na kartoniku oraz wieczku opakowania został zatopiony wielokolorowy brokat. Opakowanie jest zakręcane, a w środku znajduje się głębokie sitko, co jest świetnym rozwiązaniem, gdyż mamy pewność, że po otwarciu nie wystrzeli w nas chmura pudru. Sam puder ma kolor biały, jest bardzo drobno zmielony i ma bardzo przyjemną, jedwabistą strukturę. Skład pudru jest bardzo krótki: Zea Mays (Corn) Starch, Silica, Mica, Zinc Stearate, Caprylyl Glycol, 1,2-Hexanediol. Jak widać głównym składnikiem jest skrobia kukurydziana, która na mojej mieszanej cerze sprawdza się bardzo dobrze. Według producenta puder zapewnia niewidoczne, jedwabiste wykończenie makijażu. Redukuje błyszczenie i optycznie zmniejsza widoczność porów, zmarszczek oraz niedoskonałości. Trudno się z tym nie zgodzić. To co dla mnie najważniejsze, to wykończenie pudru. Idealnie jedwabiste, bez płaskiego matu. Puder jest niewidoczny na skórze, nie podkreśla zmarszczek, niedoskonałości. Mimo swojego białego odcienia, nie bieli twarzy oraz nie zmienia koloru podkładu. Pozostawia twarz idealnie gładką. Sprawia, że pory są mniej widoczne. Po sześciu-siedmiu godzinach wymaga drobnej poprawki. Moje poszukiwania pudru idealnego zostały chyba zakończone. Prep+Prime ma ‘to coś’ – satynowy mat i efekt photoshopa zamknięty w jednym, małym opakowaniu. Puder kosztuje 100 złotych za 8 gram. Wydawałoby się, że to całkiem sporo jak za kosmetyk o tak prostym składzie, ale efekt jaki daje to maleństwo jest wart tej ceny.