Dziś zapraszam Was na recenzję tuszu Outrageous Curl Mascara marki Sephora.
– szczoteczka modeluje i ekstremalnie podkręca rzęsy
– mini szczoteczka precyzyjnie dociera do wszystkich rzęs, od nasady po końcówki
– 8 zbiorniczków wokół szczoteczki pozwala błyskawicznie powiększyć objętość rzęs
Opakowanie Outrageous Curl prezentuje się bardzo ciekawie. W środku znajdziemy mikroskopijną szczoteczkę. Jeżeli jesteście przyzwyczajone do dużych, klasycznych szczotek, to to silikonowe maleństwo może być dla Was dużym zaskoczeniem nie tylko wizualnym, ale także w użytkowaniu. Podczas aplikacji tuszu trzeba naprawdę uważać, gdyż maskara jest dosyć mokra i bardzo łatwo jest ubrudzić nią oko ( co widać na załączonych zdjęciach). Kiedy opanujemy aplikację, czeka nas spektakularny efekt rozdzielonych i podkręconych rzęs. Szczoteczka w genialny sposób łapie nawet najmniejszą rzęsę. Jeżeli na moich z natury prostych rzęsach ten tusz daje takie rezultaty, to co dopiero musi się dziać na mniej problematycznych rzęsach – maskara cud. Czy aby na pewno ? No właśnie… i tutaj czar pryska. Outrageous Curl to maskara, przez którą pierwszy raz w życiu, na własnej skórze dowiedziałam się co to znaczy ‘efekt pandy’. Tusz zaledwie po kilku godzinach niemiłosiernie rozmazuje się (nie mylić z osypywaniem ) pod oczami. Dodatkowo tusz zmywa się po prostu tragicznie. Rozmazuje się po całej twarzy i bardzo trudno usunąć go do końca.
Szczerze mówiąc jestem wściekła, bo tusz daje genialny efekt na moich rzęsach. Nigdy wcześniej nie były tak cudownie podkręcone i rozdzielone, no ale cóż z tego jak tragiczna trwałość dyskwalifikuje go całkowicie.