Bielenda – cukrowy peeling do ciała ‘Granat’

Może zacznę od tego, że najlepszy peeling, jakiego używam to kawowy, własnoręcznie robiony. Jednak zdarzają się dni kiedy nie mam czasu na zabawę z fusami, lub zwyczajnie mi się nie chce. Z tego też lenistwa kupiłam cukrowy peeling Bielendy.

Peeling zamknięty jest w pojemniku wykonanym z grubego plastiku, w pięknym, orzeźwiającym kolorze. Mamy tutaj 200 gram produktu. Scrub ma galaretkowo-żelową, dosyć zwartą konsystencję. Wydawałoby się, że sporych rozmiarów drobinki będą porządnie zdzierać – niestety tak nie jest. Tłusta warstwa peelingu sprawia, że drobiny zamiast porządnie zdzierać, to ślizgają się na skórze,a po chwili rozpuszczają się. Mimo iż drobinki peelingujące nie są mocne, scrub nałożony na świeżo wydepilowaną skórę może nieźle podrażnić. Parafina, która znajduje się w składzie pozapychała mi ramiona i dekolt. No i największy minus zostawiłam na koniec, a mianowicie zapach. Okropny, chemiczny, duszący – nie mający nic wspólnego z granatem.

Nie spodziewałam się cudów po drogeryjnym peelingu za kilkanaście złotych. Jednak liczyłam na to, że peeling będzie nie najgorzej zdzierał martwy na skórek i chociaż w połowie pachniał tak ładnie, jak masło do ciała z tej samej serii. Niestety – mocno się rozczarowałam. Miałyście okazję używać tego peelingu ?

 

 

Tagi: , , ,

by
Previous Post Next Post
0 shares